GPS pokazał do Kukes ponad 100 km, droga była nie najlepsza, rzadko kiedy mogłem wrzucić trzeci czy czwarty bieg. W jakiejś małej miejscowości kiedy zatrzymaliśmy się na chwilę zapytałem o drogą którą pokazała bezduszna maszyna miejscowi odpowiedzieli "no asfalt" i było wszystko jasne. Wiedziałem, że na przejechanie tego dystansu z naszym zestawem może braknąć całego dnia.
Na szczęście miejscowi skierowali nas na drogę, która wiodła przez piękne góry. Na początku zapowiadała się rewelacyjnie. Nowa nawierzchnia i wspaniałe widoki to nas cieszyło. Przemierzaliśmy mozolnie półkami skalnymi wspaniałą krainę mijając od czasu do czasu małe wioski.
Czas płynął szybko, kierowaliśmy się na północ czyli w dobrym kierunku lecz miałem obawę, że ta droga może się skończyć, kiedy podjazdy zaczęły się robić bardzo strome i na serpentynach brakowało dwójki. W jednej z wiosek jadący z przeciwka samochód zajechał nam drogę i wymusił zatrzymanie na ostrym podjeździe. Z ruszeniem było ciężko, pomimo tego, że droga była sucha i asfaltowa przy ruszaniu piszczały koła a samochód nie mógł się rozpędzić. Postanowiłem że cofnę sto może dwieście metrów do miejsca o mniejszym nachyleniu. Wszystko to widzieli miejscowi spędzający beztrosko czas w zacienionym obrębie sklepobaru. Kiedy zacząłem cofać wybiegli na drogę zaczęli pchać przyczepę krzycząc go! go! Pomogło, przypalając lekko sprzęgło ruszyliśmy. Najciekawsze było to, że dzieciaki z fotelików wypatrzyły osiołka i jakoś to nie dotyczyło ich to że nie możemy ruszyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz